fbpx

Niebezpieczeństwo medycyny alternatywnej, czyli syndrom „cóż to szkodzi”

Często przy rozmowach dotyczących stosowania medycyny alternatywnej, różnego rodzaju homeopatii, radiestezji, bioenergoterapii czy innego znachorstwa, pojawia się swoisty pseudo-argument: „Cóż może zaszkodzić, najwyżej nie zadziała!”.

Niestety, myśli w ten sposób wiele osób, również inteligentnych ludzi wierzących w to, że każdemu przysługuje wolność wyboru myślenia i działania.

W przypadku podejścia do traktowania ludzkiego życia i zdrowia jednak może się okazać, że wolność może być niebezpieczna. Nie będę przytaczał żadnych przykładów które opisane są na świetnej stronie What’s The Harm? – wystarczy, że spojrzymy na nasze podwórko i fakt, którym żyje część mediów.

Otóż nie tak dawno temu pod Nowym Sączem rodzice – inteligentni, wykształceni ludzie, doprowadzili do śmierci swojej kilkuletniej córki. Jak donoszą artykuły, które ukazały się w Wyborczej i Polityce, z rodziców przynajmniej matka była przeciwniczką szczepień i zwolenniczką „naturalnych metod leczenia”. Wynika tak z jej wpisów na portalu społecznościowym.

Rodzice byli niechętni lekarzom. Nie chcieli szczepień. Nie przychodziła na kontrole do przychodni. Jednak natura jest bezlitosna i córka zachorowała. Według faktów które teraz docierają do mediów, można dojść do wniosku że miała uczulenie na mleko matki. Lekarze próbują przekazać rodzicom mleko modyfikowane – matka kłamie że je podaje. W końcu ojciec wypisuje córkę w ogóle z ośrodka zdrowia – oświadczając że znalazł opiekę zdrowotną na Słowacji.

Dziecko leczą w rzeczywistości u znachora z Nowego Sącza. Jak dziś wiemy: winnego śmierci co najmniej jeszcze jednego dziecka – chorego na nerki, którego rodzice woleli zioła od znachora, zamiast normalnych lekarstw.

Znachor zniknął. Jego zwolennicy do teraz twierdzą że leczy jak Jezus.

Polecam przemyślenie tego przypadku wszystkim „otwartym umysłom”, twierdzącym że „niech każdy żyje jak mu się podoba”, i że w sumie, w tym wszystkim nic złego nie ma. Niewinna zabawa.