fbpx

Oscillococcinum nie istnieje

Oscillococcinum to najpopularniejszy lek homeopatyczny. Sprzedaje się go ogromne ilości, jak również w tej chwili ma dość agresywną kampanię reklamową w Polsce.

Nazwę „Oscillococcinum” stworzył w 1925 roku wojskowy lekarz Joseph Roy. Roy analizował próbki krwi pacjentów którzy zapadli na grypę. Za każdym razem obserwował „coś” – jakieś wibrujące, „oscylujące” obiekty w krwi pacjenta. Nazwał je – wiadomo jak. Później odnalazł to samo w krwi pacjentów zapadających na różne choroby (od egzemy do raka). Zaczął poszukiwać podobnych obiektów w innych miejscach i znalazł je w ekstrakcie wykonanym z wątroby kaczki piżmowej (pizmówka amerykańska).

Reszta jest historią: preparat stworzony z tego ekstraktu sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. Ze względu na homeopatyczne metody tworzenia lekarstw, do wyprodukowania wszystkich dotychczas sprzedanych sztuk leku wystarczyłaby jedna kaczka…

Sama ta historia, jak widzicie nie jest jakąś epicką opowieścią o poszukiwaniu leku. Założenia, jak to zwykle w przypadku homeopatii bywa są bardzo niejasne i oparte na ogólnych wrażeniach. Znajdujemy coś podobnego w dwóch substancjach – jedną uznajemy za wynik choroby, i leczymy tą drugą. Podobne lecz podobnym – similia similibus curantur – to jedna z podstawowych zasad homeopatii.

Załóżmy na chwilę że faktycznie tak działa świat: podobne leczymy podobnym, rozcieńczanie wzmacnia siłę ekstraktu etc. Załóżmy że żyjemy w Bizzarro World i faktycznie to działa… Nawet jeśli tak założymy to wciąż są problemy z „odkryciem” Roya. Dlaczego?

  1. To co zaobserwował Roy pod mikroskopem, nie mogło być wirusem grypy. Ówczesne narzędzia nie pozwalały na zaobserwowanie wirusa grypy.
  2. To że widział wszędzie to samo, wskazuje że to co obserwował był artefakt – coś co nie istniało, a było np. parą wodną na soczewce.
  3. Przypisał tak dużo chorób jednemu źródłu, że to po prostu niemożliwe. Do tego pomieszał wśród nich choroby o źródle bakteryjnym jak i wirusowym.

Dziś już prawie pewne jest że Roy obserwował jakieś artefakty – zabrudzenia lub pęcherzyki powietrza pod swoim mikroskopem. Co nie przeszkadza wciąż wmawiać pacjentom że to lek na grypę i przeziębienia.

Na stronie internetowej produktu (łatwo ją znaleźć, to nazwa leku a po niej .pl), znajdujemy m.in. informację że to Produkt Roku 2010. Po bliższym przyjrzeniu się widzimy że to produkt wybrany przez czytelników magazynu Reader’s Digest w kategorii „lek homeopatyczny”.

Na tej samej stronie znajdujemy informację że skuteczność leku potwierdziło niezależne badanie:

W 1989 roku w magazynie British Journal of Clinical Pharmacology zostały opublikowane wyniki badania potwierdzającego skuteczność działania Oscillococcinum® w leczeniu zespołów grypowych. W ten sposób lek zyskał przychylną opinię prestiżowych środowisk lekarskich.

Postanowiłem przyjrzeć się temu badaniu. Okazało się że chodzi o badanie A controlled evaluation of a homoeopathic preparation in the treatment of influenza-like syndromes (sic) przeprowadzone przez zespół JP Ferleya. Więcej o badaniu możemy przeczytać tutaj, ja dodam tylko że jeśli to jest największa armata jaką mogą producenci leku wytoczyć na sceptyków, to naprawdę nie ma się czym chwalić.

W skrócie: do badania dopuszczono chorych na różnym etapie choroby (więc mogli w trakcie badania wyzdrowieć sami z siebie), jednym kryterium wyleczenia było badanie temperatury (przy czym nie badano zawsze o tej samej porze dnia, a jak wiadomo temperatura ciała człowieka ulega fluktuacjom w ciągu doby), a drugim kryterium samoocena samopoczucia. Do tego pomieszano osoby w różnym wieku, a więc różniące się możliwościami organizmu w walce z chorobą. Różnica w wyzdrowieniu grupy placebo i grupy której podano Oscillococcinum (czyli też placebo – jak można by złośliwie dodać), była na tyle nieznacząca – 10% i 16% – że sami autorzy badania przyznali że nie dowiedli związku przyczynowo skutkowego pomiędzy podawaniem leku i wyzdrowieniem.

W związku z tą niezobowiązującą konkluzją, nie było żadnych badań mających na celu obalić lub potwierdzić ten wynik. Stąd powszechne cytowanie badań JP Ferleya na stronach poświęconych homeopatii.

To już rok!

To już prawie rok minął, odkąd założyłem (jeszcze wtedy pod adresem http://mity.posterous.com) bloga o nazwie „Mity nauki” i napisałem pierwszy post (o homeopatii). W ciągu tego roku powstało ich trochę więcej, niektóre popularniejsze, inne mniej. Najwięcej wejść notujemy z zaprzyjaźnionych blogów i tzw. mediów społecznościowych. (Update: Ach, byłbym zapomniał, bardzo dużo też trafia z wyszukiwarki google, co mnie cieszy, bo szukając informacji np. o jonowych bransoletkach czy zabójczym aspartamie, trafić można tutaj).

Najpopularniejsze wpisy to:

Aż tysiąc jonów ujemnych

Homeopatia

Aspartam zabija

Przeludnienie

Mity astronomii

Jak rozpoznać pseudonaukę

Witamina C i choroba noblistów

Echinacea

Dziękuję wszystkim odwiedzającym, linkującym i polecającym i życzę nam wszystkim kolejnego sceptyczno – racjonalnego roku!